Rozdział I
,,Przeprowadzka"
Sierpień, do końca wakacji zostały
już tylko trzy tygodnie, do przeprowadzki tylko dzisiejszy dzień. Tak, właściwie
to dzisiaj się przeprowadzamy. Nowy dom, nowe miejsce, nowa szkoła i nowe
koleżanki – te dwa ostatnie to najgorsze rzeczy jakie mogą mnie spotkać. Samo
przeprowadzenie się zbytnio mnie nie przeraża ale szkoła i ludzie w niej owszem
i muszę jeszcze dodać, że jest to szkoła dla nastolatków z bogatych rodzin,
więc kompletnie mnie to dobiło. No ale cóż skoro tato dostał tutaj pracę to
trzeba się poświęcić dla rodziny. W końcu nie może być aż tak źle, oby... Podczas mojego narzekania tato niespodziewanie
wszedł do mojego pokoju. Wydawał się z czegoś bardzo zadowolony. Pytanie tylko
z czego...
- Spakowałaś się już Laura?
- Tak tato.
- Co to za smutna mina? Jak nie chcesz się
przeprowadzać to po prostu to powiedz. Poszukam pracę tutaj.
Zaraz zaraz chyba się przesłyszałam...Czy on aby nie chce
żebym miała wyrzuty sumienia dlatego, że chce zostać i w ten sposób zniszczyć
jego wielkie marzenie czy mówi poważnie bo zdecydowanie wolałabym żeby to było te
drugie.
- Nie tato. Po prostu trudno mi
się pożegnać z miejscem do którego tak mocno się przywiązałam.
Chcąc mnie udobruchać i uzmysłowić powiedział, że...
- ... Życie płynie dalej i każe
żebyśmy płynęli razem z nim topiąc każdy problem w rzece codziennego życia.
Dlatego też poprzez ten wyjazd staram się wam zapewnić lepszy byt, żeby te
wszystkie problemy, które nas otaczają zmniejszyły się.
- Dzięki tato będę o tym
pamiętać.
- Zrobiłem śniadanie, idziesz?
- Za chwilkę.
Po
kilku minutach zeszłam na dół, gdzie czekali na mnie ze śniadaniem Arthur i
tato. Ciekawe co tym razem przygotował. W końcu ostatnie śniadanie w starym
domu. Hmm jak ładnie pachnie. Będzie jednak coś dobrego. Ooo bekon i jajka
mmm... będę musiała pochwalić tate za kulinarne osiągnięcia.
- Smakuje? – spytał tato
- Przepysznie pachnie...
- ... i przepysznie smakuje –
wtrącił Arthur
- Chciałem aby ostatnie
śniadanie w tym domu zostało mile zapamiętane.To jedzcie, a ja pójdę do samochodu.
- Jak tam się mają sprawy
Arthur? - spytałam
- Może być... – odpowiedział
posępnie
- Widzę jednak, że coś jest nie
tak.
- Tak jakby...
- Mało rozmowny jesteś ale
jakoś to przeżyję. Pewnie chodzi o Miley, zgadza się??
- A jak myślisz?
- Myślę, że nie. Bardziej
chodzi Tobie o to, że nie będziesz mieć żadnego kontaktu ze swoimi kolegami.
Żadnych wspólnych gier ani tych niezapomnianych wypadów do skateparku. –
powiedziałam zgrywając się z niego
- Bardzo śmieszne, ale nie o to
chodzi. A tak w ogóle to skąd Ci przyszedł taki pomysł. Wiesz jest takie coś
jak telefon, nie żyje w średniowieczu, gdzie nie można się z nikim skontaktować?
- Oczywiście, że jest ale to
niczego nie udowadnia. Dobrze to tak na poważnie to o co chodzi? A może raczej
o kogo? – ciągnęłam dalszą zabawę z bratem
- Jak będziesz się tak zgrywać
to nic nie powiem.
- Grozisz mi? Bardzo się Ciebie
boje. Ale już tak na całkiem poważnie to wiem, że o Miley chodzi. Tak się tylko
zgrywałam.
- No w końcu na to wpadłaś.
Wiesz Laura bystra jesteś...
- Wiem, wiem.... więc jesteście
razem czy nie?
- Tak teoretycznie to już nie i
nie jestem pewien czy to był dobry pomysł.
- Dlaczego z nią zerwałeś?
Przecież byliście taką powiedzmy udaną parą.
- Z powodu przeprowadzki. Przy
okazji wyjaśnij mi dlaczego sugerujesz, że byliśmy „powiedzmy udaną parą’’?
- Nieważnie, nie zrozumiesz
tego, po za tym to moje zdanie i mam prawo je mieć. Wracając, co ma do tego
przeprowadzka? – powoli zaczynałam się gubić w związku Arthura i Miley, co się
dziwić w końcu to jeszcze dzieci.
- Uwierz mi ma bardzo dużo.
Zastanów się ile nas będzie od siebie dzielić.
- Jedynie parę kilometrów....
- Parę? Tych kilometrów będzie
sporo.
- 500... 650... – zaczęłam
liczyć
- Dobra nie licz po prostu
dużo. Nie będę nawet mógł wiedzieć co ona robi w tym czasie.
- Sam mówiłeś, że jest
możliwość kontaktowania się. Gdy będą wolne dni to przyjedzie do ciebie.
- No tak ale to nie to samo jak
pogadać w cztery oczy i zobaczyć ją. Nawet nie ma jak przyjechać.
- Niby dlaczego? Miejsce się
znajdzie przecieć tato mówił, że to spory dom.
- Na pewno się znajdzie ale jej
rodzice w życiu nie pozwolą jej tutaj przyjechać i to samej.
- Fakt, lecz jest z nami osoba
pełnoletnia i jej rodzice nie muszą się o nią martwić.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Słuchaj moim zdaniem
powinienieś iść do niej choćby i zaraz i powiedzieć jej, że nie ma czegoś
takiego jak teoretyczne zerwanie a także, że na tak dużą odległość dacie sobie
radę i coś na to poradzicie bo z tego co do tej pory zauważyłam to darzycie
siebie nawzajem wielką miłością. – powinnam zdecydowanie zostać psychologiem,
wyśmienicie mi idzie.
- Myślisz, że się uda?
- Zdecydowanie tak, na twoim
miejscu postąpiłabym tak.
- Spróbuję, a gdyby się nie
udało? Co wtedy?
- Będziesz się tym zamartwiał
później. – zaczęła mnie już ta cała rozmowa powoli irytować, na szczęście na
„ratunek’’ przyszedł tata, jak zwykle w swoim wyśmienitym humorze.
- Zjedzone już?
- Tak tato, śniadanie było
najlepsze ze wszystkich jakie kiedykolwiek jadłam. – pochwaliłam go, w końcu
udało mu się.
- Bardzo się cieszę z tego
powodu, postaram się częściej takie przyrządzać i nie tylko śniadania ale
obiady i kolacje również.
- Trzymamy Ciebie za słowo.
- Nie zawiodę was, ale wiecie
wypadałoby żeby któreś z was pozmywało, dobrze?
- Myślę, że z chęcią zrobi to
Arthur.
- Dlaczego ja?
- Ostatnio ja za Ciebie
zmywałam.
- Dobra zmyję tym razem. Żebym
wiedział, że będziesz mi to wypominać nigdy bym Ciebie o to nie poprosił.
- Ale poprosiłeś...
W tym czasie zadzwonił telefon, z początku myślałam, że
może to ten mężczyzna, który pokazywał dom dla taty na Manhattanie oznajmując,
że został kupiony. Żeby nie czuć się zbyt podle odgoniłam od siebie tę myśl. Na
szczęście był to ktoś inny.
- Słucham?
- Dzień Dobry nazywam się
Gerard Kollens i jestem kierownikiem firmy ,,Arians’’. Czy zostałem pana
Henry’ego Armstronga?
- Tak już podaję go do
telefonu.
Jak na kierownika firmy ma dziwne imię i nazwisko w
zasadzie pasujące do nazwy tej firmy. Ciekawe po co dzowni...
- Tato!.... Ktoś do Ciebie.
- Już idę.
- Proszę poczekać tata za chwilę
przyjdzie.
- Oczywiście
- Kto to Laura?
- Jakiś facet z firmy
,,Arians’’ czy jakoś tak. Jak będziesz mnie potrzebować to jestem w ogrodzie.
- Dobrze...
Ehh... jeszcze tylko parę godzin czeka mnie od pożegnania
się z domem i tym miejscem. Będzie mi tego wszystkiego tak brakować, w końcu
całe to miejsce wiele dla mnie znaczy, tyle tutaj przeszłam. Szkoda tylko mamo,
że nie ma Ciebie teraz tutaj z nami. Dałabyś radę uporać się z każdymi
dotychczas problemami. Chociażby faktem, że muszę iść do nowej szkoły. Pewnie w
tej chwili byś mnie przytuliła tak jak to robiłaś zawsze i z pewnością byś powiedziała:
,, Moje małe Kochanie, nie przejmuj się nową szkołą dasz sobie w niej świetnie
radę. Jesteś bardzo zdolną osobą i pracowitą. A osoby w niej polubią i
pokochają Ciebie za to jak będziesz im pokazywać prawdziwą siebie’’. Zawsze
mnie przytulała, gdy czegoś się bardzo bałam... Kocham Cię mamo mocno i wiem,
że gdzieś tam na górze czuwasz nad nami.
O nie, nie, nie tylko nie to. Czemu jak tylko pomyślę o
mamie to chce mi się płakać? O ironio losu. Jak tato tutaj przyjdzie, a na
pewno przyjdzie i zobaczy mnie w takim stanie to będzie to mój zdecydowany
koniec. Zacznie mnie pocieszać, przytulać, niezbyt mu to wychodzi w
szczegolności w takiej sprawie oraz opowiadać bajeczkę jak to małe lwiątka
straciły mame i próbować wysnuć wnioski sugerując się na filozofii. Najgorsze
jest to, że traktuje mnie jak małe dziecko, a mam przecież 17 lat... Po śmierci
mamy zrobił się za nadto opiekuńczy w stosunku do mnie. Na szczęście po pewnym
czasie dał sobie z tym spokój nie widząc żadnych rezultatów. Arthur miał farta
zero czepiania się jego ze strony taty. A czemu bo mówił, że Arthur to facet, a
faceci powinni być twardzi i się nie dać. Tak jasne, szczerze w to wątpie. No
nie…
- Laura, słuchaj za godzine
przyjadą po meble i inne rzeczy i czy mogłabyś mi... Ty płaczesz? – poczułam
nutkę zdenerwowania w tych dwóch ostatnich wyrazach, które wypowiedział tata.
- Nie po prostu rzęsa mi wpadła
w oko i próbuję ją wyjąć.
- Rozumiem, wracając chciałbym
abyś mi pomogła ze zniesieniem pudełek z pokoi na podwórko i sprawdzeniu czy
niczego nie zostawiliśmy.
- Nie ma problemu, a gdzie jest
Arthur?
- Poszedł do Miley żeby się
pożegnać.
Troszeczkę mnie ta wiadomość zbiła z tropu. Fakt jest
taki, że mówiłam mu aby poszedł do niej aby jeszcze raz to wszystko ustalić ale
nie sądziłam, że wybierze sobie taki właśnie moment, gdzie trzeba pomóc. Mam
nadzieję, że szybko się uwinie bo nie mam zamiaru targać mebli. Na dodatek
zaczął boleć mnie brzuch, a dłonie stały się zimne... czego ja się tak
denerwuje... wszystko będzie dobrze pojedziemy na Manhattan, pójdę do szkoły,
spotkam nowych ludzi. Będzie po prostu idealnie. Chyba nazbyt idealnie to się w
życiu nie uda.
- To wszystkie już?
- Tak tato, a i wszystko
sprawdzone nic nie zostało na szczeście.
- W takim razie dobrze. Powinni
już być po te meble, robi się już późno.
- Późno? Dopiero 14 godzina.
- 14 to nie 12. A właśnie gdzie
jest Arthur?
- Niech Ci będzie. Jeszcze nie
wrócił.
- Mogłabyś za ten czas póki ich
nie ma pójść po niego?
Że co proszę? Mam iść po Arthura? Co to to nie. Nigdy w
życiu. Ma swój rozum i przyjdzie, a jak nie pojedziemy bez niego. Chociaż i tak
tato by na niego czekał. Niech tylko się pojawi to tak mu powiem, że nigdy nie
zostawi mnie samej gdy trzeba będzie pomóc tacie.
- Nie wiem tato czy to dobry
pomysł. Pewnie już wraca, a po za tym nie będę im przeszkadzać.
- Chociaż zadzwoń do niego.
Oczywiście szanowny pan Arthur nie wziął telefonu. Na
jakim on świecie żyje? W tym samym czasie przyjechało czterech facetów wielką
ciężarówką po meble i pudełka. Według taty byli to po prostu ,,faceci od
mebli’’. Ooo i słynny pan Gerard Ko... nie pamiętam nazwiska ale wiem, że
równie śmieszne jak on sam.
Minęło z pół godziny albo trochę więcej a Arthura jak nie
było tak i wciąż nie ma. W zasadzie zaczęliśmy się z tatą powoli denerwować, że
może coś mu się stało złego. Byłam też trochę zła na niego, że ostatnio
zaniedbuje swoje obowiązki. W tej samej chwili pojawił się mój ,,kochany’’
braciszek....
- Gdzie Ty się tak długo
podziewałeś? Razem z Laurą zaczęliśmy martwić się o Ciebie. – głos taty był
naprawdę groźny.
- Przepraszam zasiedziałem się
u Miley. Jej mama przygotowała nam kanapki to musiałem je skosztować.
- Dobrze już dobrze. Po prostu
więcej tak nie rób, a jak chcesz dłużej gdzieś pobyć poinformuj mnie o tym.
- Przepraszam jeszcze raz.
- Włóżcie bagaże do samochodu i
za chwilkę ruszamy.
W zasadzie wypadałoby coś powiedzieć w stylu żegnaj domku
będę tęskinć ale jak tylko pojawię się w pobliżu to do ciebie zajrzę, lecz nie
to byłoby zbyt dziecinne. Powiem tylko, że bardzo dobrze nam służyłeś domku i
oby tak dalej. Nie to przegięcie z tym co przed chwilą zrobiłam. Dobra za
późno... Ale jednego jestem pewna to miejsce zawsze będzie w moim sercu.
- Wsiadajcie ruszamy już.
Ruszyliśmy... Teraz to będę się dopiero nudzić. Arthur
gra w najlepsze, tato oczywiście włączy te swoje ulubione hity z lat ’80 i ’90,
a ja co mam ze sobą zrobić? Podziwiać krajobrazy za oknem? Niee to po pewnym
czasie mnie nudzi. Nie pozostaje mi nic innego jak poczytać jakąś książkę.
Specjalnie kilka kupiłam aby się nie nudzić przez tyle godzin. A właśnie
ciekawe ile będziemy jechać.
- Tato?
- Co się stało Lauro? – czy on
zawsze musi być nastawiony do tego, że coś złego się dzieje?
- Nie nic. Chciałam się tylko
dowiedzieć ile czasu zajmie dojechanie do Manhattanu.
- Z dokładnością czy około?
- Skąd wiesz ile będzie z
dokładnością? – niech tylko mi nie mówi, że w necie coś na ten temat znalazł
albo że sam obliczył.
- Sam obliczyłem
- Chciało się Tobie? – a
mówiłam żeby nie mówił.
- Lubię mieć rozplanowany czas.
To co powiedzieć Tobie?
- Wolę wiedzieć tak na oko.
- Tak na oko to 12 godzin albo
13 zależy co się wydarzy po drodze.
- Trochę długo...
- Niestety będziesz musiała się
czymś zająć przez ten czas.
- Spoko tato mam zapas rozrywki
w plecaku, na pewno nie będę się nudziła. – taką mam przynajmniej nadzieję.
Niezbyt ciekawie czytać książkę tyle czasu nawet jak na
mnie, a przyznam się, że długo i dużo czytam. Najwyżej znajdę sobie inne
zajęcie. Co by tutaj poczytać, zobaczmy? ,,Nocny Łowca’’? Niee horror lepiej
zostawić na noc, wtedy napięcie będzie większe. ,, Opętana’’? Też nie.
,,Pamiętnik Księżniczki’’? Jakoś tak nie mam ochoty jej w tej chwili czytać. ,,Bogata
dziewczyna’’ o to może być ciekawe.
Nie jestem pewna kiedy dokładnie zasnęłam ale wiem jedno,
że bolała mnie szyja, a na dodatek śnił mi się sen, a wręcz powiedziałabym
koszmar i wyglądało to na dosyć realistyczne. Śnił mi się nowy dom była to duża
willa z ogrodem, basenem, służącymi i innymi rzeczami. Nie było to
najdziwniejsze w tym śnie. Okazało się, że byłam popularna w całej szkole.
Każdy był mi uległy i miałam wyłącznie tych przyjaciół, którzy byli sami popularni.
Wszystko fajnie wyglądało i tak realistycznie. Potem zaczęło mi się śnić, że
wszystko straciłam tą wille, przyjaciół, sławę. Byłam pośmiewiskiem w szkole,
na ulicy, nawet nie miałam domu. Czułam się jakbym naprawdę to wszysto
przeżywała...
- Co taka zamyślona jesteś? –
zapytał się tato
- Myślę nad snem.
- Pierwszy sen w nowym miejscu
jest ważny, więc co się Tobie śniło?
- Też o tym słyszałam, ale my
wciąż jedziemy, więc to się nie liczy.
- Liczy się czy nie ale...
- Długo spałam? – wtrąciłam się
w słowa taty
- Nie wiem dokładnie ile ale
dosyć długo.
- Ile jeszcze drogi przed nami?
- Około 4 – 5 godzin.
Nie pozostaje mi nic innego jak jeszcze troche poczytać.
Mam nadzieje, że przez tą podróż nie zniechęce się do czytania książek.
Minęły prawdopodobnie 2 godziny od tego jak zaczęłam
czytać ale musiałam już przestać. Zaczęły mnie boleć oczy. Muszę coś wymyślić
do zrobienia żeby się nie nudzić przez ten długi czas. Może zacznę pisać
pamiętnik lepiej później niż wcale. Hmm..... Drogi pamiętniku.... Dzisiejszy
dzień był pełen wrażeń....Nie to zdecydowanie nie dla mnie. A gdyby tak napisać
książkę? Może jednak nie jak na razie mam dość książek do czasu aż się
porządnie nie wyśpię. Posiedzę na laptopie.... ale zaraz, zaraz on jest
schowany w tej czerwonej torbie która jest.... w bagażniku. No dobra nie
pozostaje mi nic innego jak tylko popatrzeć sobie przez okno. Mógłby się
chociaż Arthur obudzić. Nie dość, że dusza psychologa się we mnie ujawnia to
jeszcze medium czy coś w tym stylu. Jak tylko pomyślałam o tym aby się obudził
Arthur jak na zawołanie to zrobił.
- Która to godzina? – zapytał
zaspany
- W pół do trzeciej.
- To już niedługo będziemy na
miejscu. – oznajmiłam Arthurowi
- Skąd wiesz?
- Jak Ty grałeś to tato mówił
ile czasu zajmie nam ta podróż. Lepiej nie pytaj ile mi odpowiedział bo się
załamiesz.
- Nie mam zamiaru się pytać.
- Słuchaj Arthur i jak wyszło w
końcu z Miley?
- No jesteśmy razem, będziemy
pisać do siebie, dzwonić, jak będą wolne dni to będziemy starać się zobaczyć i
ogólnie jest bardzo dobrze.
- Tylko tyle? – trochę mnie
zdziwiło, że siedząc tyle czasu u niej tak szybko wyjaśnili to.
- Tylko tyle mogę Tobie powiedzieć
resztę zachowam dla siebie.
Nie wiedziałam, że siedzenie w milczeniu może być takie
fajne. Bez wypowiedzenia choćby jednego słówka. Było już kilka dobrych minut po
czwartej. Mam nadzieje, że jak najszybciej będziemy na miejscu...
- Mam dla was bardzo dobre
wieści.
- Jakie?
- Za kilka minut będziemy w
naszym nowym domu.
- Super – krzyknęliśmy razem
- Też się mocno cieszę, sam nie
mogę się już doczekać.
Wreszcie dojechaliśmy na miejsce. Może dom nie wyglądał
jak willa z mojego snu ale był naprawdę przepiękny i nie wyglądał na takiego
małego jak nasz poprzedni. Minusem było to, że pora nie pozwalała na zobaczenie
wszystkiego.
- Jak wam się podoba? – spytał
podekscytowany tato
- Jest przepiękny.
- O wiele większy od starego
domu – podsumował Arthur
- Dobra dzieciaki pomóżmy
wnieść panom pudła i meble i potem się z nimi rozliczę.
Po wniesieniu wszystkich rzeczy do salonu i przedpokoju
mieliśmy czas na sen. Krótki ale przynajmniej się wyśpię chociaż trochę. Mam
tylko nadzieję, że nie będzie mi się śnił żaden kolejny koszmar...
Komentarze
Prześlij komentarz