Rozdział IV

Hej Kochani, przepraszam, że długo mnie nie było, ale byłam na porodówce, urodziła mi się śliczna córeczka Paulinka :) teraz mam trochę wolnego czasu, więc postanowiłam wrzucić kolejny rozdział opowiadania, trzymajcie się cieplutko i miłego czytania :) 


„Bonappetite”

Obudziły mnie promienie słońca przebijające się przez okno, czując ciepło tych promieni na swojej twarzy otworzyłam powoli oczy. Pogoda za oknem była przepiękna, na niebie nie było ani jednej chmurki, było ciepło, więc chciało się jak najszybciej wyjść na powietrze i korzystać z ostatnich promieni tego słońca przed końcem wakacji. Na zegarku była godzina dziewiąta rano, więc miałam jeszcze czas do przyjazdu Erica, ale już zaczynałam się denerwować i martwić w co się ubrać żeby odpowiednio dobrze wyglądać.
            Czas płynął bardzo powoli, nie wiedziałam co ze sobą zrobić i czym się zająć. Co chwila spoglądałam na zegarek będąc w nadziei, że za chwile wybije dwunasta godzina i pojawi się Eric. Żeby gorzej się nie denerwować zaczęłam czytać książkę, którą wczoraj wieczorem zaczęłam.. To przynajmniej zabije czas oczekiwania… Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi moje serce zabiło mocniej, wiedziałam już kto to był i do kogo..
- Laura ! Eric przyszedł. – krzyknął tato
- Już schodzę. – o matko, mam nadzieję, że dobrze wyglądam i mu się spodobam.. i błagam niech to będzie druga randka..
- Hej Eric. – przywitałam się darząc go moim najsłodszym uśmiechem.
- Hej, ładnie dzisiaj wyglądasz. – pocałował mnie w policzek Eric, co było dla mnie miłym zaskoczeniem i prawdę mówiąc nie wiedziałam jak mam zareagować. – Jesteś już gotowa?.
- Tak jestem. To wychodzimy tato, do później. – szybko podkreśliłam słowa wychodzimy żeby nie zadawał zbędnych pytań, a co gorsza nie wypytywał się o nic Erica.
- Bawcie się dobrze. – odkrzyknął tato.
- Mam nadzieję, że mój tato nie był wścibski i nie zadawał zbyt dużo pytań.
- Nie, skądże był bardzo sympatyczny, jak minął Tobie dzień?. – ahh ten jego uśmiech..
- Dobrze, trochę dłużył mi się czas, ale tak poza tym to dobrze, a Tobie?.
- Mi również, nie mogłem się doczekać naszego spotkania. – widać było po nim, że też się trochę denerwuje tak samo jak i ja, przynajmniej jest nas dwoje.
- To tak jak i ja, czas dłużył mi się niemiłosiernie. Opowiedz mi coś o swoich rodzicach, wiesz nie chciałabym popełnić jakiejś gafy, tylko pokazać się z jak najlepszej strony. – mam nadzieję, że nie było to nie miłe z mojej strony, ale naprawdę zależy mi na tym, aby mnie polubili.
- Nie masz co się przejmować, nie popełnisz, po prostu bądź sobą tak jak w tej chwili, a na pewno Ciebie polubią, zapewniam Cię o to. Ale jeżeli już tak bardzo chcesz być dobrze przygotowana, to mama jest strasznie miła, będzie tak jak mówiłem wcześniej zasypywać Ciebie swoimi najlepszymi przepisami i będzie chciała Ciebie czegoś nauczyć. Oczywiście, jeżeli nie będziesz tego chciała mów jej otwarcie, nie obrazi się. Natomiast tato.. hmm.. no cóż on jest trochę mniej kontaktowy, ale to nie znaczy, że w ogóle nic się nie odzywa. Zada pewnie jakieś podstawowe pytania typu: gdzie się będziesz uczyć, Twoje hobby, plany na przyszłość itp. Nie masz czego się obawiać, jest spoko. Jeżeli Ciebie polubi, to wtedy masz przerąbane..
- Dlaczego?. – trochę się przestraszyłam.
- Hehe, bo wtedy nie da Tobie spokoju i zacznie opowiadać o swojej pracy w policji włączając w to restaurację mamy. – odpowiedział z dumnym uśmiechem Eric.
- Aa.. ale to chyba dobrze jak mnie polubi, prawda?.
- Oczywiście, że tak. Po prostu Ciebie ostrzegam, no i po za tym chciałaś wiedzieć jacy są, więc teraz wiesz.
- Z tego co mi mówisz, to wydają się bardzo fajni.
            Podróż do restauracji „Bonappetite” nie trwała długo, przez całą drogę rozmawialiśmy o nadchodzącym roku szkolnym, trochę o moim bracie, a także o przedmiotach jakie wybraliśmy w akademii świętego Andrzeja. Atmosfera była bardzo fajna, przyjemna, czułam się wspaniale. Gorzej było już jak zatrzymaliśmy się przed restauracją…
- Jesteśmy na miejscu.
- Wow pięknie wygląda. – tak dokładnie restaruacja była oszałamiająca, ogromna w czerwono pomarańczowym nawet z nutką kremowego koloru prezentowała się okazjonalnie. Na górze szyld nazwy restauracji mieniący się na różne kolory, a obok postać Włocha…
- Poczekaj aż wejdziesz do środka.. – W środku natomiast restauracja wyglądała jeszcze piękniej, było dużo czerwonych stolików, w tle leciała różna muzyka nadająca klimat tej restaruacji, była w stylu włoskim połączonym z nowoczesnością z dodatkami Manhattanu. Jednym słowem było tutaj przytulnie..
- W środku wygląda jeszcze piękniejsza, naprawdę wspaniała restaruacja, musisz pogratulować swojej mamie za stworzenie takiego miejsca. – pochwaliłam mamę Erica.
- Może sama jej pogratulujesz?. Chodź oprowadzę Cię po restaruacji i przy okazji poznasz moich rodziców.
- No dobrze. – uśmiechnęłam się do Erica czując jak z nerwów zaczyna boleć mnie brzuch, a moje dłonie zaczynają się powoli pocić, grunt to nie pokazać, że się denerwuje i nie popełnić żadnej gafy, będzie dobrze, ehh.. po co ja się tak denerwuje…
- Najpierw zawitamy do kuchni, pracuje tutaj jeden kucharz, Włoch Fernando, możesz mówić do niego Ferni, jest bardzo sympatyczny, czasem ciężko mu się porozumieć po angielsku, ale robi postępy. Jest najlepszym znanym kucharzem we Włoszech no i u nas na Manhattanie. Z każdego dania potrafi zrobić cuda, nawet z takich zwykłych ziemniaków. Nie znam jego receptury na tak dobre jedzenie, nikomu się nie chwali, ale może to i dobrze, to czyni go jeszcze bardziej wyjątkowym. Oprócz niego mamy także jego pomocników Monice, Henr’ego, Elle i wielu innych, pomagają mu w kuchni… - Witaj Ferni.
- O Eric bonjorno, może skosztujesz kawałek pizza?. – naprawdę przemiły kucharz.
- Może później, przedstawiam Tobie naszego dzisiejszego gościa.. Laura to jest Ferni, Ferni to jest Laura.
- Miło mi pana poznać.
- Mnie również miło poznać.
- Dobra Ferni my nie przeszkadzamy, oprowadzę dalej Laurę.
- Miły jest. – powiedziałam do Erica.
- Mówiłem, tam na końcu kuchni są drzwi do biura mojej mamy, pewnie siedzi w nim razem z tatą, gotowa?.
- Gotowa już chyba bardziej nie będę.. – uwaga ból brzucha nasilił się wraz z pocącymi się rękoma..
            Weszliśmy, moje bijące serce co mało  nie wyskoczyło mi z klatki piersiowej… Przy biurze siedziała mama Erica, a obok niej tato Erica. Jego mama była długonogą, piękną, piwno-oką brunetką. Dystyngowana, bizneswoman, na dodatek elegancka. Natomiast tato był przystojnym typowym policjantem. Oboje dopasowani do siebie.
- O cześć Eric, Ty jesteś Laura, tak? – spytała mnie mama Erica podchodząc bliżej i podając mi rękę.
- Tak, jestem Laura. – odwzajemniłam uścisk uśmiechając się.
- Witaj, miło mi Ciebie poznać, jestem Nora Bakers, a to mój mąż Gerard Bakers. – pokazała na swojego męża, który stał przy biurku.
- Witam, mnie również miło Państwa poznać, macie Państwo przepiękną restaurację, jest strasznie klimatycznie i przytulnie, można siedzieć i siedzieć w niej. – mam nadzieję, że nie było to zbyt przesadny komplement.
- Dziękuję ślicznie, razem z mężem włożyliśmy w tą restaurację dużo pracy, więc cieszę się, że ktoś dostrzega tą pracę i piękno tego miejsca. – no i punkt dla mnie. – Eric może oprowadzisz Laurę po restauracji albo usiądźcie przy stoliku, zjecie danie główne, a później ja pokaże dla Laury parę moich przepisów, jeżeli nie masz nic przeciwko temu. – było widać w jej oczach, że bardzo tego chce, nie mogłabym jej odmówić tym bardziej, że wydawała się bardzo miła.
- Tak oczywiście, z chęcią zobaczę Pani przepisy. – odpowiedziałam.
            Zajęliśmy najlepsze miejsce przy stoliku, gdzie paliły się świece, a nad nami wisiał lampion, było bardzo romantycznie. Jestem na sto procent pewna, że to jest druga randka, z czego bardzo się cieszę. Zamówiliśmy główne danie: spaghetti z kuleczkami z mięsa wołowego polanym sosem bolognese i do tego herbata, chcieliśmy wino ale z tego względu, że Eric prowadzi musieliśmy zrezygnować. Herbata też jest spoko i też może być romantyczna, prawda?. Czułam się jak księżniczka w bajce, a to wszystko za sprawą Erica.
- Twoja mama jest bardzo miła.
- Uwierz mi to dopiero początek, ale cieszę się, że już tak o niej sądzisz, sądzę, że obydwoje się polubicie. Jak się bawisz?. – i oczywiście ten jego zniewalający uśmiech..
- Bawię się znakomicie, jest cudownie, świece, obiad, i to jeszcze w takiej restauracji, no lepiej sobie tego wymarzyć nie mogłam.
- Czyli rozmyślałaś i marzyłaś o dzisiejszym spotkaniu?. – zaintrygował się Eric, hah, oczywiście zawsze muszę coś powiedzieć na niekorzyść swoją i weź teraz wybrnij z tego.
- Znaczy nie… w sensie takim trochę się denerwowałam i myślałam nad tym dniem no i może tak trochę marzyłam..
- Tak?. – zapytał Eric tym razem z uwodzicielskim spojrzeniem, on to robi specjalnie? Czy tak po prostu ma, przez to nie będę mogła się skupić na niczym.. – to o czym się rozmarzyłaś?.
- No nie wiem, nie pamiętam, po prostu wyobraziłam sobie jak może wyglądać spotkanie z Twoimi rodzicami, jak w ogóle ta randka będzie wyglądać i czy to w ogóle jest randka… - STOP! Czy ja właśnie powiedziałam słowo randka na głos i mało tego powiedziałam, że to jest randka o ile w ogóle jest… Nie no brawo Laura, teraz możesz schować głowę w piasek niczym struś.. O albo jeszcze lepiej grzecznie przeprosić i uciec z tego zażenowania… Czy ja zawsze jak się denerwuję muszę powiedzieć na głos, to co myślę, zamiast najpierw to przemyśleć?. I potem takie oto są tego efekty… - Znaczy..
- Laura, spokojnie, nie tłumacz się, żartowałem, przepraszam jeżeli wprawiłem Ciebie w zakłopotanie czy zdenerwowanie… A co do tej randki… – no i proszę i oto nadszedł moment, w którym wyjawi mi, że to nie jest randka albo co gorsze, że ma dziewczynę, a to, że jest ze mną tu teraz to z czystej grzeczności.. – to jest to randka, taka sama randka jak i wtedy co oprowadzałem Ciebie po Manhattanie. Może powinienem powiedzieć Tobie o tym, ale pomyślałem, że to widać. – widząc jego minę zrobiło mi się głupio z powodu mojego zareagowania… że też ja zawsze muszę tak reagować… Szlag by to trafił Laura…
- Nie, nie…, to z mojej winy, źle to powiedziałam i teraz mi głupio… - jakoś nie dałam rady spojrzeć mu w oczy..
- Nie musi być Tobie głupio, nic złego nie zrobiłaś, to ja po prostu nie pokazałem tego jak należy, nie dałem impulsów do tego, że może to być randka. – kończąc te słowa pochylił się nade mną i pocałował mnie w usta.. byłam w totalnym szoku … teraz już na pewno wiem, że jest to randka. – Mam nadzieję, że pokazałem, że jest to randka. – uśmiechnął się przy tym Eric.
- Tak zdecydowanie tak. – byłam z lekka oszołomiona, z trudem udało mi się nabrać powietrza, a co dopiero coś powiedzieć. Nie to, że to mój pierwszy pocałunek, oczywiście, że nie całowałam się z wieloma facetami, ale z Erickiem było zupełnie inaczej niż ze wszystkimi. Po za tym to był całus w usta, który tak na mnie podziałał, a co będzie dopiero jak naprawdę się pocałujemy? Padnę na zawał…
- To dobrze, a czemu myślałaś, że to nie mogłaby być randka?. – zaciekawił się Eric.
- Jak się zderzyliśmy w sklepie i zaproponowałeś mi zwiedzenie Manhattanu, to pomyślałam, że pewnie masz dziewczynę, a chcesz być miły z tego względu, że się zderzyliśmy. Potem jak pokazałeś mi swoje wyjątkowe miejsce wtedy pomyślałam, że to randka ale nie chciałam zapeszać bądź myśleć tak gdyby się okazało, że nie jest to prawdą. A zapytać się to też tak dziwnie. Wiem głupie to…
- Nie, wcale nie, mogłem pokazać bardziej albo sam powiedzieć, że jest to randka. No ale teraz już wiesz, że jest to randka, więc możesz być spokojna, ale powiem Tobie, że ciekawa teoria, to kolejna rzecz, która mi się w Tobie spodobała.
- O, a jakie inne rzeczy Ci się we mnie spodobały?. – tym razem to ja byłam zaciekawiona i to bardzo.
- To teraz ja będę pod obstrzałem?. – zapytał się Eric z miną jak u kota ze Shreka.
- Tak, mów, mów.
- Spodobało mi się w Tobie, to, że pomimo tego co wycierpiałaś potrafisz cieszyć się życiem, na to najbardziej zwróciłem uwagę, biję od Ciebie pozytywna energia, wręcz rozdajesz ją innym, każdy może ją od Ciebie czerpać. To, że jesteś mądra, piękna, oczytana.. I wciąż Ciebie poznaję z każdym dniem… - wow w życiu jeszcze nie usłyszałam takich miłych słów od chłopaka, to jest miłe..
- Jeju, dziękuję, to naprawdę miłe. – nie wiedziałam co jeszcze mogę powiedzieć.
- Sama szczera prawda.
            W tym czasie podano nam nasze zamówione jedzenie, więc zajęliśmy się jego konsumowaniem przy okazji rozmawiając głównie o mnie… Tak, w pewnym momencie aż się zarumieniłam od tych komplementów, które mi prawił. Pogadaliśmy również o jego mamie, na co mam się przygotować, a także o jutrzejszych planach, które jak wiadomo spędzimy razem.
            Po zjedzeniu obiadu przyszła Pani Nora zabierając mnie na pokazywanie swojego talentu i opowiedzeniu ze szczegółami powstania restaruacji „Bonappetite”.
- Jak się udał obiad Lauro?. – spytała Pani Nora.
- Był bardzo dobry, sos wyśmienity i co najważniejsze najadłam się.
- Bardzo mnie to cieszy, że Tobie smakowało, nasz kucharz Fernando jest znakomity i poprzez swoje czarodziejskie dłonie potrafi stworzyć przepyszne jedzenie. – chodź do mojego biura pokażę Tobie moje własne przepisy. – wskazała mi ręką na swój gabinet puszczając mnie pierwszą.
- Od kiedy interesuje się pani wymyślaniem przepisów, w ogóle gotowaniem? – byłam strasznie ciekawa tych przepisów, a najbardziej spróbowania tych dań.
- Tak właściwie to mam to od dziecka, kiedyś non stop bawiłam się w restaurację i pomagałam mamie w kuchni, potem, gdy trochę podrosłam zaczęłam sama eksperymentować, tworząc różne dania, desery. W końcu moja mama widząc moje zamiłowanie do gotowania kupiła mi notes, w którym mogłam zapisywać swoje przepisy. Oglądałam różnego rodzaju programy kulinarne, obserwowałam kucharzy. Później w Twoim wieku zapisałam się do kulinarskiej szkoły, a następnie na studia. Bywałam na obozach gotowania. Po skończonych różnego rodzajach kursów, a także studiów pomyślałam nad założeniem swojej własnej restauracji, ale zanim miało to nastąpić musiałam nabrać praktyki, więc sama pracowałam jako kucharka w restauracji. Po dwóch latach poznałam swojego obecnego męża Gerarda, a po roku otworzyliśmy swoją własną restauracje – moje marzenie się spełniło, no a po kolejnym roku urodził się Eric. – uśmiechnęła się przy tym Pani Nora.
- Fajnie, że mogła Pani spełnić swoje marzenia i dążyła Pani do nich za wszelką cenę. – powiem szczerze, że byłam pod ogromnym wrażeniem jej marzeń i to jak je osiągnęła.
            Spędziłam z mamą Erica sporo czasu, pokazała mi wszystkie swoje przepisy, które sama stworzyła, dała mi nawet jedną potrawę na spróbowanie i muszę przyznać była przepyszna, będę musiała kiedyś sama zrobić bazując na jej przepisie. Oprócz tego opowiedziała mi też o swoim mężu i Ericu, więc co nieco wiem więcej o nim. Naprawdę Pani Nora jest wspaniałą osobą, ma w sobie tyle potencjału, tyle optymizmu i takiej chęci do działania, niczego się nie boi i dąży do swoich celów. Patrząc na nią już chce się żyć i zacząć coś robić ze swoim życiem. Natomiast byłam jej wdzięczna, że nie pytała się mnie o moją rodzinę, ani o nieżyjącą mamę. Możliwe, że poprosił ją o to Eric, w każdym bądź razie nie musiałam mówić czegoś czego nie chciałam. Polubiłam ją strasznie i mogłabym rozmawiać z nią godzinami, ale niestety musiałam już wracać do domu. Pięknie podziękowałam rodzicom Erica za miłe ugoszczenie mnie, pokazanie przepisów i spróbowanie potraw. Widać było, że mnie chyba również polubili, bo zaprosili mnie już w następny weekend na obiad, ale tym razem do siebie do domu, a nie do restauracji. Nie miałam serca żeby się nie zgodzić, więc przyjęłam zaproszenie. Wątpię, żeby Pani Nora przyjęłaby jakąkolwiek odmowę.
            W drodze do domu opowiadałam Ericowi o jego mamie co mi pokazała co mówiła, oczywiście parę rzeczy na temat jego przemilczałam, ma to być moja i jego mamy tajemnica, także nie musi nic o tym wiedzieć. Opowiedziałam również moje spostrzeżenia co do niej i co o niej sądzę. Był bardzo zadowolony, że się obydwie polubiłyśmy i znalazłyśmy wspólny język. Gdy dojechaliśmy do domu podziękowałam mu za wspaniały obiad, spędzenie czasu i z tej romantyczności w końcu się to stało. Pocałowaliśmy się, nie w policzek nie zwykły całus tylko najprawdziwszy pocałunek w usta. To było coś pięknego, nawet nie potrafię tego opisać, tych emocji, czułam w brzuchu motylki, serce biło jak oszalałe gotowe wyrwać się z piersi. I nagle jakby świat się zatrzymał na ten czas pocałunku żeby tego było mało Eric cudownie całuje… Po skończonym pocałunku miałam chęć całować go znowu i znowu, ale jednak trzeba było się powstrzymać i zachowywać się kulturalnie, a nie jak zwierz, dlatego też pożegnałam się z nim jeszcze raz i poszłam do domu wziąć prysznic i pogrążyć się w marzeniach, czekając aż nastanie następny dzień aby spotkać się znowu z Erickiem.

Komentarze

Popularne posty